Mgła opanowała całą okolicę. Krople deszczu wystukiwały smutną melodię, opadając cicho na okna domów, w których brakowało już miłości i rodzinnej troski.
Słońce zaszło już dawno, niczym nadzieja, której nikt już w sobie nie miał. Umarła ona tak szybko, jak wielkie plany i ideę tych, którzy chcieli tak wiele zrobić dla innych, ale stracili wszystko i zostali tylko z wielkim bólem i niespełnionymi marzeniami, które mogły nam tak bardzo pomóc.
Zawiodłam...
Nikogo nie oszczędzono. Zabrali to wszystkim, nie było żadnych wyjątków, żadnej litości. Nie patrzyli na nasze łzy, na nasze cierpienie. Nasze odczucia są im obojętne, zawsze były!
Przepraszam...
Szczęście. Sens życia. Zabrali nam je, sprawili, że to wszystko co nam zostało straciło dla nas jakąkolwiek wartość. Rozdzielili rodziny, zabili i nadal zabijają naszych bliskich. Nie patrzą na nic, taki sam los czeka mężczyzn i kobiety, dorosłych i dzieci, słabych i silnych, odważnych i strachliwych. Nic się dla nich nie liczy, przed niczym się nie zawahają.
Ja nie chciałam!
Nasze cierpienie sprawia im radość. Czerpią przyjemność z każdej przelanej krwi, z każdej łzy i z każdego krzyku, który przepełnia tak ogromny, rozrywający ból.
Kim są ci ludzie? Na czym im zależy? Do czego dążą? Co chcą osiągnąć poprzez swoje czyny?!
To potwory, bezwzględni mordercy. Ci, którym sprawia rozkosz ludzki ból. Ci, którzy zabijają dla przyjemności. Ci, którzy traktują nas jak lalki, jak nieczułe lalki, którymi można się bawić według własnego uznania, i które nie odczuwają niczego.
Nie mogę im pomóc, nie potrafię!
Codziennie patrzymy na ból, na cierpienie, które pochłania zbyt wiele ofiar. Nie możemy nic z tym zrobić. Nie możemy im pomóc, ci, którym jest najtrudniej zostali całkowicie sami, a my? My nie możemy nic z tym zrobić, nie możemy ich wesprzeć.
Nie potrafimy już patrzeć na to, co dzieje się za oknem. Nie potrafimy już się śmiać, zapomnieliśmy co to szczęście, poczucie bezpieczeństwa. Został tylko strach.
Ile można patrzeć na ludzki ból? Ile można obserwować cierpienie innych i być bezsilny, tak bardzo bezsilnym? Nie mamy już siły... Nikt nie ma.
Nienawidzę ich...
Nie mamy gdzie się schronić, nie możemy uciec od tego wszystkiego. Nic nie możemy, pozostało nam tylko patrzeć i nienawidzić tych, którzy zgotowali nam to piekło. Tych, którzy przyczynili się do tego, co stało się z naszym światem.
Nienawidzimy ich. Czujemy do nich tak silną nienawiść... Ale czy sami nie jesteśmy współwinni? Czy my, którzy nie możemy zrobić nic, by pomóc najbardziej uciśnionym, nie podzielamy winy za to wszystko? Czy możemy czuć się bezkarni?
Nienawidzę siebie!
Nie zabijają tylko nas. Zabijają też nasze serca. Bezwzględnie mordują współczucie, miłość i potrzebę ludzkiej bliskości. Burzą wszelkie zaufanie, niszczą wiarę w jakikolwiek sens. Chcą nas na to wszystko znieczulić. Chcą, żebyśmy przestali odczuwać jakiekolwiek zło, żebyśmy przestali czuć cokolwiek. Żebyśmy stali się tacy jak oni...
Nie damy się im. Chcemy walczyć. Chcemy naprawić to, czego nie byliśmy wstanie powstrzymać, sprawić, by zniknął nasz ból, zniszczyć to, co teraz niszczy nas, chcemy...
Kolejna łza...
Ale po co komu nasze chęci? Po co komu nasze marzenia? Po co nam to? Nic nimi nie zdziałamy. Nikomu one nie pomogą, bo i tak nie wcielimy ich w życie. Nikomu nie przyniosą ukojenia, nie wypełnią pustki, nie przywrócą bliskich nam osób.
Nie potrafimy pomóc ani sobie, ani innym.
Nie potrafimy.
Nie możemy.
Nie mamy siły.